Institute of Journalism and Social Communication

YT | FB | PL/EN

Uniwersytet Wrocławski

|

Contact

Office hours

o mnie

Jestem absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego. Magistrem politologii. Od dwudziestu lat dziennikarzem. Urodziłem się w 1974 roku. Dziennikarstwo to misja. Redaktorem się bywa, dziennikarzem jest się zawsze, jeśli choć raz zostanie się nim – tak naprawdę. Uczyłem się pisać w „Gazecie Dolnośląskiej” od Bogumiła Nowickiego i Czarka Marszewskiego, w „Wieczorze Wrocławia” od Leszka Budrewicza. Byłem wrocławskim korespondentem „Super Expressu” (sportowym oraz krajowym) i szkołę dała mi Grażyna Musiałek oraz Andrzej Kostyra z Pawłem Zarzecznym, korespondentem „Faktu” (sportowym i krajowym) z radością ucząc się od Stanisława Żółkiewskiego, Tomasza Kontka i Grzegorza Jankowskiego. To była szkoła życia, szkoła dziennikarstwa, szkoła przetrwania.

Kierowałem działem sportowym i politycznym w „Fakcie”, byłem sześć lat zastępcą redaktora naczelnego w „Przeglądzie Sportowym”, a potem ponad dwa lata sekretarzem redakcji w najstarszym polskim dzienniku sportowym. Dałem wielu w kość, przeklinali mnie po nocach, a gdy odchodziłem, bo uznałem, że czas wrócić do domu we Wrocławiu, dostałem burzę braw. Interesuję się sportem, polityką, chciałbym zwiedzać świat... „A że podróżowanie jest filozofią”, więc bywam w Indiach, Pakistanie, Malezji, Birmie, Kambodży, Laosie, Wietnamie, Chinach i na Sri Lance. Do Etiopii jeżdżę do Kotliny Danakilskiej popatrzeć, jak Afarowie wydobywają „białe złoto”z dna słonego jeziora i jak w Erta Ale nieprzerwanie od 50 lat gotuje się lawa. Wulkany pokochałem w Indonezji. Napisałem o nich książkę „Sny na Jawie”, którą wydam niebawem. Jak już wspominałem, dziennikarstwo to misja, dlatego uczę studentów w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mam zamiar napisać doktorat o tabloidach. Interesuję się ich wpływem na kształtowanie opinii społecznej. Bez takich artykułów jak: „Nie śpię, bo trzymam kredens”, czy „Jezioro pełne wódki” życie byłoby nudniejsze. Lektura tekstów o chomikach grających w mistrzostwach świata w piłce nożnej albo wielorybie Lolku zmierzającym Wisłą do Warszawy poprawia mi humor i pomaga zapomnieć, że jestem politologiem.